Kanada: Vancouver i Vancouver Island
Na przejazd do Vancouver (1500 km) mieliśmy prawie 6 dni, ale jak to u nas bywa, na tyle się wyluzowaliśmy (dzień postojowy, te sprawy), że na koniec musieliśmy już nieźle się pospieszyć by zdążyć odebrać rodziców, a przy okazaji pozałatwiać trochę spraw (zakup sprzętu – bo nasze maty odmówiły współpracy, zakup części – bo łożysko od napinacza paska klimy się kończy, a i hamulec ciągle niezrobiony). W każdym razie zaliczyliśmy po drodze 2 „atrakcje”. Pierwsza z nich, delikatnie rzecz ujmując dość przereklamowana, to Hells Gate (brama piekieł), która zgodnie z wszelkimi opisami jest wąskim przesmykiem rzeki, gdzie między skałami przepływa 2 razy więcej wody niż w Niagarze. I owszem wody trochę płynie, ale nie dość że miejsce nie jest specjalnie bardziej malownicze niż inne kaniony które mijaliśmy, to jeszcze jest straszliwie oszpecone przez infrastrukturę wybudowaną specjalnie na potrzeby turystów: most, kolejkę linową, sklepiki, pomosty widokowe itd. Nie w naszym stylu, choć Kuba kolejką był zachwycony.
Druga atrakcja pojawiła się dość niespodziewanie, gdy nagle zobaczyliśmy samolot lecący pionowo w dół tuż przed naszym samochodem. Na szczęscie okazało się, że to pokazy lotnicze i gdy dołączyliśmy do innych oglądających (stojących na parkingach, austostradzie i wszędzie gdzie się dało), dowiedzieliśmy się, że wiele z samolotów pamięta jeszcze czasy II wojny światowej. Dla całej naszej trójki był to pierwszy pokaz w życiu i wszyscy byliśmy równie zafascynowani :).
Ale przechodząc do meritum.. W Vancouver odebraliśmy rodziców i po krótkim rekonesansie po mieście, promem przepłynęliśmy na Vancouver Island. Zaczęliśmy od Victorii, która jest stolicą Kolumbii Brytyjskiej. Victoria jest znacznie mniejsza od Vancouver i zupełnie inna: o ile Vancouver to wielkie, nowoczesne miasto, to Victoria to kawałek Anglii przeniesiony na drugi koniec świata (niektórzy twierdzą że jest nawet bardziej brytyjska niż sama Wlk Brytania). Najstarszy hotel w stolicy, położony tuż obok budynków parlamentu prowincji, dostaje ponoć zapytania z całego świata odnośnie tego jak się powinno prawidłowo zaparzać i podawać popołudniową herbatę.. Myśmy się jednak o tym nie przekonali, bo nie zrobiliśmy rezerwacji wystarczająco wcześnie (no i nie zabraliśmy ze sobą odpowiednich kapeluszy i smokingów :)).
Kolejne dni na wyspie spędziliśmy już bardziej po naszemu: małymi, szutrowymi drogami (te służące do zwózki drewna są zdecydowanie najlepsze!) pojechaliśmy na wybrzeże: najpierw nad otwarty ocean, a potem nad cieśniną Georgia. A po drodze, korzystając z pięknej pogody, robiliśmy sobie przerwy na kąpiele w jeziorkach i spacery po starych cedrowych lasach (najstarsze drzewa mają tu ponad 800 lat i są naprawdę duże). Ponadto zaczęliśmy wdrażanie rodziców w nasze obozowe życie. Rodzice wyliczyli, że odkąd są razem (a lada dzień będą mieli 35. rocznicę ślubu) nie spali w namiocie, tak więc noclegi w namiocie, gotowanie czy zmywanie w wodzie z rzeki , o biwakowaniu „na dziko” nie wspominając, to dla nich prawdziwe wyzwanie :). Ale są bardzo dzielni i nawet twierdzą że im się podoba 🙂. Szczegóły na pewno opowiedzą po powrocie jak nie będziemy słuchali… :).
*** Informacja dla prasy: „Następnym przystankiem na trasie naszej WYPRAWY będą Góry Skaliste. Nasza EXPEDYCJA ma za zadanie zbadać czy naprawdę są one skaliste.” Jak chcecie poznać odpowiedź oraz wyniki naszych badań kupcie kolejny numer National Geographic albo lepiej odwiedźcie nasza stronę. *** /sorry nie mogliśmy się powstrzymać 🙂 /
mało mało zdjęć VancouVER… choć nie powiem, widoki śliczne!
brawo dla rodziców za odwagę i wytrzymałość, a dla Was – jak wam się udało tego dokonać? Rodzice na dziko? W namiocie? Na prawdziwej EXPEDYCJI… Wohoooo…
i może uważajcie trochę bardziej na jedzenie… Kuba to chyba sterydami się zajada, taki duży…
Podeślijcie trochę słonka!
W imieniu mojej skromnej postaci jak i braci uważnie śledzącej losy waszej EXPEDYCJI składam serdeczne podziękowania za pamięć i umożliwienie nam bycia czytaczami.
NG skrzętnie przechowamy, a zdjęcie z Wami na okładce w ramkę oprawimy. A co. A jak byście jeszcze kiedyś autografy machnęli, to ho ho ho…
to co, ogarniamy sponsorów? Będą się bili o miejsce dla loga… 😀 😀
Kiel’onia również kipicuje ekspedycji…
Trzymajcie się ziemi i wody i słońca 🙂
Helo Podróżnicy! Czy już Wam pisałam że dobrze Wam? My się szykujemy do szkoły – wiecie: tornister, książki, piórnik, lekcje… Ech… Pozdrowienia dla Rodziców, Kubusia, Was i caaaaalej Kanady :))))
Hej,
Pozdrowienia dla Cyrockich !
Pawel – Lepiej nosic tornister niz ciezki kajak 🙂
Calusy
pozdrowienia z Gdańska, śledzę waszą podróż w intrnecie, piękne zdjecia.
Ewa
Dziękuję za kartkę i za zaproszenie do śledzenia Was, co też niniejszym czynię.
Uściski.
Pozdrawiamy serdecznie
Zaloga AMJ
Hi Travelling Family !!! 🙂
GREAT STUFF!
GOGOGO 🙂
KEEP FORWARD !!!
Andrejs, Inara !
Mera Hotel Spa still works !! :))
Hi You,
Thanks for geting in touch.
I guess it works but facade falls off 🙂
cheers
AMJ