Jezioro Atitlan – z wizytą u Majów
Jezioro Atitlan, położone stosunkowo niedaleko Antiguy i Miasta Gwatemala, to jedna z największych atrakcji turystycznych regionu. Otoczone przez wulkany, przez wielu uważane jest za najpiękniejsze jezioro nie tylko Gwatemali, ale i świata. Na nas nie zrobiło aż tak ogromnego wrażenia – może z tego względu, iż przez większość naszego pobytu było dość mgliście i czasami wręcz trudno było uwierzyć, iż po drugiej stronie w ogóle cokolwiek się znajduje. Ale trzeba przyznać, że przy dobrej pogodzie widok z naszego campingu był niczego sobie…
I ogólnie camping sam w sobie był najprzyjemniejszym jaki mieliśmy od długiego czasu. Raz z uwagi na ładne położenie i duże ilości trawnika: Kubuś mógł biegać i bawić się do woli, a Maciej mógł po raz kolejny poświęcić trochę czasu Toyocie. Z drugiej zaś strony akurat w tym czasie przyjechało sporo osób – m.in. spotkaliśmy starych znajomych: Martinę i Lothara z Niemiec oraz Esther i Ericha ze Szwajcarii (Herzliche Grüße). Byli też inni Niemcy i Szwajcarzy oraz Austriacy, tak więc językiem obowiązującym był niemiecki . W ogóle wcześniej jakoś sobie nie uświadamialiśmy, że w sumie niemała część Europy mówi po niemiecku. A już na pewno ta niemieckojęzyczna grupa jest bardzo dobrze reprezentowana wśród osób podróżujących w tej części świata…
Poza różnymi zajęciami na campingu, w ramach poznawania okolicy, jednego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę dookoła jeziora. Poza samym jeziorem, “atrakcją” tego rejonu (jak i całej wyżynnej części kraju) są bowiem indiańskie wioski i miasteczka, w których miejscowa ludność w dalszym ciągu bardzo żywo kultywuje swoje tradycje. Jadąc przez te wioski, czasami bardzo małymi drogami (raz musieliśmy nawet złożyć lusterka boczne, by zmieścić się pomiędzy budynkami), mieliśmy więc okazję po raz kolejny zobaczyć współczesnych Majów (w Gwatemali stanowią oni niemalże połowę wszystkich mieszkańców).
Najbardziej zauważalną oznaką odrębności kulturowej poszczególnych wiosek i grup są stroje, które różnią się kolorami, wzorami i rodzajami zdobień. W rejonie jeziora Atitlan mogliśmy m.in. po raz pierwszy na większą skalę zobaczyć mężczyzn noszących tradycyjne stroje – wyszywane koszule, szerokie pasy, kolorowe spodnie (długie lub krótkie, w zależności od wioski). Innym elementem charakterystycznym są języki, którymi posługują się poszczególne grupy – ale tu niestety nasze uszy nie były wystraczająco wprawne, by wychwycić różnice. Słyszeliśmy jedynie, iż nie mówią po hiszpańsku. No i Maciej dowiedział się przy okazji, iż jego imię w języku Indian Tz’utujil oznacza drewno – choć nie wiemy do końca czy chodzi o drewno w ogóle czy jakiś specyficzny jego gatunek. Jedno jest pewne: po raz pierwszy na wyjeździe nie było problemu z zapamiętaniem jego imienia (bo okazuje się, że zarówno dla osób anglojęzycznych, jak i hiszpańskojęzycznych imię Maciej jest nie do wymówienia i nie do zapamiętania).
Będąc w miasteczku Santiago Atitlan, złożyliśmy też wizytę Maximonowi, który jest czymś między majańskim bóstwem i chrześcijańskim świętym (czasem utożsamianym z Judaszem). Miejscowi modlą się do niego we wszystkich “ziemskich” sprawach (o zdrowie, dobrą pracę, powodzenie), przynosząc mu podarunki – głównie alkohol i cygara, bo Maximon to nałogowy palacz. Troszczy się o niego chrześcijańskie (!) bractwo składające się z 24 osób (12 kobiet i 12 mężczyzn), którzy decydują m.in. o tym gdzie Maximon ma mieszkać – co roku zmienia on bowiem lokum. I tak od 497 lat, bo jak nam powiedziano tyle właśnie lat ma Maximon z Santiago. Cały ten kult Maximona (który w innych wioskach znany jest czasem pod innymi imionami) jest zupełnie naturalnie łączony z chrześcijaństwem – bo Majowie to zasadniczo katolicy. Nawet w samym Santiago, gdy weszliśmy na chwilę do kościoła znajdującego się na głównym placu, wiele kobiet modliło się przed Najświętszym Sakramentem, śpiewając i paląc kadzidła.
Podobnie, gdy pojechaliśmy na niedzielny targ w Chichicastenango, jeden z największych targów w kraju, mogliśmy zobaczyć jak po porannej Mszy (w czasie której część modlitw była odmawiana w języku Q’uiche), wielu Indian odprawiało modły w samym kościele oraz na prowadzących do niego schodach (18 stopni kościoła odpowiada 18 miesiącom w majańskim kalendarzu), paląc świece, kadzidła i układając płatki kwiatów. Tak więc trzeba przyznać, iż zwyczaje gwatemalskich Indian są równie kolorowe jak ich stroje oraz inne towary oferowane na targach . I ogólnie ludzie to jeden z powodów, dla których warto odwiedzić Gwatemalę!
istotnie, pobuszowałabym na tym targu wśród tych kolorków i wzorków
Pięknie tam wszędzie! Pozdrawiam gorąco- bo w Gdańsku, wyobraźcie sobie już nie ma śniegu i jest w końcu ciepło!
zgadzam się z jfg
u nas już upalnie, burzowo, zielono, kolorowo i pięknie więc możecie już wracać – czekamy
Bardzo ładnie i ciekawie piszecie o Waszych przygodach. Kubuś Indianin “bosa stopa” wydoroślał i może tatusiowi doradzać w sprawach technicznych przy naprawie samochodu. Gorąco pozdrawiamy. KB
Cześć! Mój brat ma na imię Maximilian, a jak tak się przyglądam, to nawet dostrzegam pewne podobieństwo rysów. Nie palił jednak tyle, co Maximon, więc jest od niego sporo wyższy. Bosko. Cześć Mu oddaję zatem.
Maximilian urodził się w… MAJU. Może Maximon i nam został zesłany jako nowe wcielenie Maximona? Chyba też muszę zajarać…
Ahoj,
just want to express my admirance! You’re having a wonderfull time together! Take care on you further travel! Greetings from Germany! Mirek, Marie, Matej and small Vitek (we have met each other in Jasper)
Hi guys, great to hear from you! How are you doing? We understand you have another baby boy?! Congratulations! Our is also coming soon
. Cheers